Na Pilsko

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Za górami, za lasami...w Węgierskiej Górce zaczynam kręcenie. Kierunek Żabnica tam wbijam na czarny szlak rowerowy i kręcę w górę, zmieniam szlak na czerwony i cisnę pod Rysiankę. Miejscami jadę, więcej prowadzę a raz nawet korzystam z łańcuchów na skalnej półce. Ten szlak to był błąd, miałem jechać przez Romankę ale zaczepiłem piechura(sam mapy nie miałem tylko po kolei szlaki spisane)a ten skierował mnie na czerwony przez Rysiankę. Na pewno krótsza trasa ale niestety sporo prowadzenia. Widoki oczywiście piękne, kila cudownych wąskich ścieżek(jedną nawet dwa razy pokonałem;)), spokój i cisza na szlaku. W miejscach gdzie teoretycznie można jechać, z powodu wycinki(?) i zdewastowanej trasy, staje się to niemożliwe. Widoki i miejsce cudowne. Przed Rysianką jadę od połączenia ze szlakiem z Romanki. Przed samym schroniskiem jest bardziej stromy podjazd z podłożem z luźnych kamieni, którego pewnie bym nie wjechał gdyby nie "wsparcie". Owo wsparcie w postaci zgrabnej, długowłosej brunetki zapytało "to tu można tak normalnie wjechać?" na co ja szczerze odpowiedziałem "nie wiem, zaraz zobaczymy" a zapytało z taką troską i zdziwieniem zmieszanym z podziwem, że...no i w tym momencie odezwał się towarzysz tej pięknej "sarenki". "eee nie ma bata ciężko się idzie";)Jak mógłbym w takim wypadku nie wjechać?!?!Wjechałem a jakże i na szczycie napawałem się chwilą chwały i zalotnym uśmiechem pięknej "motywatorki":)W takich chwilach żałuję, że nie mam tandemu. Jednak nie ma się co podniecać trzeba cisnąć dalej tym bardziej, że przede mną piękny zjazd w kierunku Trzech Kopców. Z Rysianki wzdłuż granicy ze Słowacją pomykam nie schodząc z rowera aż na Halę Miziową. Miejsce które bardzo często odwiedzam zimą, latem prezentuje się zupełnie inaczej. Wcinam żurek, chwilę medytuję i postanawiam zaatakować szczyt. Początek jakoś idzie, do Kopca jadę. Tętno co prawda niepostrzeżenie skoczyło do 198 ale jadę, moc jest. Dopiero za Kopcem prowadzę bo wąska ścieżka nie dosyć, że pełna turystów to jeszcze przez środek głęboko przecięta przez spływającą wodę. Prowadzę właściwie już do końca, chwilami tylko pedałując. Na szczycie pauza, foty, piciu, baton i dylemat. Jak zjechać? Bezsensu prowadzić w dół tą drogą, która (prawie)wjechałem więc szukam innej. Wybrałem zielony szlak, później przechodzący w czerwony prowadzący do przejścia granicznego ze Słowacją. REWELACJA!!! Jest trochę prowadzenia, które jednak wynika z moich braków technicznych ale i tak 90% trasy pomykam na rowerze. Spotykam po drodze sympatyczną ekipę z Żor i okolic. Trochę gawędzimy, żartujemy i wspólnie docieramy do przejścia granicznego a później do Starej Karczmy w Jeleśni. Ekipa ładuje się w samochody a ja co sił w nogach do Żywca. Gdy byłem 300m od dworca pkp usłyszałem odjeżdżający pociąg więc zawróciłem na rynek. Wypiłem ulubione piwko, zjadłem pyszny makaron, lody świderki i prawie przegapiłem kolejną ciuchcię. Do Katowic bez przygód, a na dworcu zamiast czekać 45 na pociąg do Gliwic wsiadam na rower. Przez WPKiW, Świętochłowice i Zabrze docieram do domu.
Wypad bardzo udany i na pewno jeszcze na Pilsko wrócę, zabiorę tylko mapę;)

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dziec

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]