Wyjazd o 6 w składzie: Danusia, siostra, rower i ja;) Dwuosobowa ekipa techniczna zwiastowała końcowy sukces i zero problemów na trasie. Po przyjeździe makaron, rozgrzewka, toaletka i na start a dziewczyny na popa...kocyk. Początek trasy nudny, bo pod górę. Cała trasa jak dzień świra, w górę, trochę w dół i znów w górę. Wydawało mi się, że organizator wyciął wszystkim niezły numer i meta została ustawiona wyżej niż start. Po drodze było kilka szybkich (ok 50km/h), kamienistych zjazdów po których ręce odpadały ale właściwie tylko ostatnie 8km to prawdziwe mtb - Piekielna Góra. Na zjeździe zaliczyłem glebę w błocie bo było mi już wszystko jedno i przesadziłem z prędkością. Choć siostra uważa, że to dla efektownego zdjęcia;) Podsumowując wyjazd udany, ekipa świetna, pogoda cudowna, wynik zadowalający (pierwsza 200:):)) ale z czasu zadowolony nie jestem. Kondycji zero;/
Najbliżej domu i największe spóźnienie. Rozgrzewka 5km, w tym dojazd z parkingu do miejsca startu. Start z końca stawki. Kompletny brak sił i niezadowalający wynik. Muszę się jeszcze sporo nakręcić zanim moje możliwości dogonią ambicje;) Lekcja na dziś: Dzień przed wyścigiem nie robić dłuższych wycieczek. Tym bardziej jak się tydzień na rowerze nie siedziało.
Na mecie spotkałem Naxa i załapałem się nawet na fotkę. Dzięki:)
Jutro start Silesia Cup MTB więc, żeby uniknąć jutrzejszych kolejek pojechałem odebrać numer startowy. Po wjeździe do parku spotkałem kolegę ze Zdzieszowic i już razem odebraliśmy numerki(Wojtek 41, ja 40) a później przejechaliśmy fragmenty trasy jutrzejszego ścigu. Trasa płaska ale jednak fragmentami wymagająca technicznie więc może być jutro ciekawie...szczególnie jak nie opanuję emocji na torze rowerowym;)
Wycieczka po lasach w okolicach Rybnika, Rudy i jeszcze jakichś innych miejscowości(w lasach nie ma tablic z nazwami;)). Jest jeszcze dużo błota więc wróciłem umorusany po uszy...mrrr zajefajnie:) W lesie fajnie jest.
edit: Przekroczyłem 1000km w tym roku. Lepiej późno niż wcale.
Zmęczony jestem jak diabli, prawie zasypiałem w samochodzie wracając z Kalisza, później grałem w squasha...no muszę być zmęczony! A spać nie mogę. Wycieczka do Gliwic