Bikemaraton Zdzieszowice

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Maraton
A jednak udało się, dwa razy się udało. Wystartować i ukończyć;)
Tym razem wyjazd na spokojnie i bez nerwów. W końcu nie pierwszyzna. A jednak błędy były. Wyjechałem za późno i po dojechaniu na miejsce, opłaceniu startu itp nie starczyło czasu na porządną rozgrzewkę. Może gdyby początek trasy był inny to jakoś by mi się upiekło ale podjazd pod Górę Świętej Anny na zimno ciężko zrobić. Poza tym bez Danusi, bez buły i banana(za to z makaronem:D).
Początek był ciężki, startowałem z końcówki drugiego sektora(tak się ustawiłem) i sporo osób mnie wyprzedzało a rzadziej ja to robiłem. Około 10km tak jakbym złapał kapcia, albo coś się wkręciło w koło...kręcę i nie idzie, noga nie podaje;) Miałem rację, wkręciło mi się, że bez rozgrzewki obleci i to właśnie ten wkręt blokował koło. Na szczęście pojawił się bufet, jakiś zjazd i maratończyk, który we Wrocławiu dołożył mi ponad minutę. "No to teraz kolego pooglądasz moje plecy!!!" Cisnę, gość siedzi mi na kole, to ja mocniej i mocniej a on nic...nie lubię takich upartych ludzi;p Wyprzedzam innych a ten nadal za mną. W końcu słyszę "lewa" !?!?!?! Myślę "jak, qr..., jak lewa!!!" no ale robię miejsce a kolega myk mnie z lewej...i dalej skręca w lewo! Rozjazd na mini:D:D:D Uffff, ja skręcam w prawo i cisnę na mega:) Dobrze chyba zrobił bo od 15km jechało mi się dużo lepiej;) Tym razem wpisowe wykorzystałem na maxa bo na każdym bufecie był łyk i kęs. Oczywiście wszystko bez zatrzymywania. Postoje jednak były, dwa albo trzy. Był też fikołek, jakieś krzaczki i ślizg na boczku...a czyli postoje były trzy:) Trasa mokra, błotnista, wąska i miejscami spacerowa. Było też miejsce na kontemplacje przyrody "eh jak ten mój rowerek musi ładnie wyglądać na tle tego kwitnącego rzepaku", "jaki zajeb... las" itp;) Ostatnie 10km było płaskie i dosyć szybkie co pozwoliło mi jeszcze kilka osób wyprzedzić. Choć pewnie wynika to ze złej gospodarki siłami i o to mam do siebie największy żal. Ogólnie jechało się bardzo przyjemnie, ciężko ale przyjemnie.
eee muszę jeszcze o tym wspomnieć;/ Stojąc w kolejce do myjki zagadał do mnie jakiś dziadek z M6 "całą trasę się MIJALIŚMY (to on mnie wyprzedzał?!?!) ale w końcu opadłem z sił i mi się urwałeś" załamał mnie;p Później podczas miłej pogawędki, kilku legend itp okazało się, że "dziadek" to niezłe ziółko i od 13roku życia trenował kolarstwo. Troszkę mnie to uspokoiło ale jednak pewien "niesmak" pozostał.
82/141 M2
231/545 w Open.
Z wyniku zadowolony nie jestem ale z lekcji, treningu i całego dnia bardzo. Aaaa no i Vmax. Po szutrowej drodze jak dla mnie szał;)
Cisnę na Wieluń!

Dzień trzeci...

Poniedziałek, 3 maja 2010 · Komentarze(2)
Objazd trasy maratony w Zdzieszowicach. Nie wiem czy wystartuję ale trasy byłem ciekaw. Okazała się super, zjazdy i podjazdy w większości w lesie. Tylko, że...jak popada to będzie krwawo. Na ostatnich 10km na zjeździe zaliczyłem OTB prosto w błocko szczęśliwie omijając kamienie;) Bardzo trudno będzie mi choćby powtórzyć wynik z Wrocławia ale starać się będę:)
Eh znów ten twardy widelec, jestem już w 99% procentach przekonany do kupna roweru.

Dzień drugi...

Niedziela, 2 maja 2010 · Komentarze(0)
Poprawka z wczorajszej trasy i po deszczu już 2/3 wprowadzam;/ Ale zjazd znów bajka! Później dla poprawy nastroju wjazd na górę Żar. 8km podjazdu po asfalcie ale później też 8km zjazdu:):)

Dzień pierwszy...

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(2)
Wjazd na Czupel, z tym wjazdem to trochę przesada bo 1/3 prowadziłem. Pierwszy raz tamtędy jechałem i jakby nie padało to pewnie 3/4, może więcej uda się wjechać. Sprawdzę w bardziej sprzyjających okolicznościach. Później zjazd...coś pięknego!!!

Bikemaraton Wrocław

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Maraton
Mój pierwszy raz...dzisiaj dodam opis:) Właśnie siedzę na delegacji w Radomiu, całkiem spoko miasto.
No więc od początku:)

Cel: Ukończyć i w miarę możliwości nie być ostatnim.

Miejsce: Wrocław...eee pewnie jakiś pikuś, toż to nie Zakopane;)

Czas: O 25.04.2010 6:00 wyjazd z Zabrza ale tak na prawdę już od dwóch dni żyję tylko maratonem.

Ekipa: Danusia jako wsparcie duchowe, cielesne(zrobiła taką bułę, że moc była...no i banan:)) i merytoryczne;)

Dojechaliśmy jakoś około 8 rano, trochę ludzi już było ale po rejestracji na koszulkę się jeszcze załapałem. Z początku czajenie się, rozglądanie i ogólne oswajanie się z sytuacją. Niektórzy wcinają jakieś makarony, batony itp...hmm najedzą się to później w las będą musieli iść a ja ich wtedy myknę;) Kolejna obserwacja - po co tak zapier... na rozgrzewce?? Zmęczą się a ja ich wtedy... myknę;) Przejechałem na lajcie jakieś 12km na rozgrzewkę, pomieszałem biegami i robiłem dobrą minę. Chyba bardzo wyluzowany nie byłem bo tętno około 100. Zrezygnowałem z torebki podsiodłowej i wszystko wpakowałem w kieszenie koszulki(miałem dętkę, skuwacz, kilka ogniw i chusteczki). Chciałem się ustawić na końcu 1 sektora ale już był pełny to wstawiłem się zaraz przy wejściu. Okazało się, że za mną jest jeszcze drugie tyle osób co w sektorze więc mój plan nie wypalił;)Pewnie jacyś piknikowi rowerzyści. 11:00 a startu nie ma, ostatni się jeszcze rejestrują, start przeniesiony na 11:15. 10, 9, 8, 7...START!!!
Tętno w chwili wpinania SPD 120bpm. Naciskam start na pulsometrze i ogień do przodu.
Pierwsze km cisnę jak wszyscy ale wyprzedzam a rzadko jestem wyprzedzany. Dobrze jest...ale jak dalej będziemy walić 35km/h po tych dziurach to mi chyba ramiona z barków wyskoczą a jaj...zgubię;) Okazało się, że ciśniemy tak dalej, i ogólnie to prędkość na liczniku około 30km/h to norma. Tak szybko w takim terenie to ja nigdy nie jechałem. Nawet nie wiedziałem, że potrafię.
Na pierwszym bufecie łapię co dają i dwa razy łykam wody, resztę leję na rozgrzaną główkę bo bidon pełny. Nie ma sensu się zatrzymywać, niby 60zł poszło na start ale ile bym musiał zjeść żeby się zwróciło?! Cisnę dalej, trochę pod wiatr ale mocy nie tracę jakoś bardzo.
Drugi bufet to miejsce gdzie wyprzedzam "pikników" i pomykam dalej. Z bidonu łykam sobie systematycznie i zjadam pół batona otrzymanego z koszulką.
Po drodze są jakieś wzniesienia ale żeby coś o nich powiedzieć musiałbym spojrzeć na profil trasy. Dwa razy podprowadzałem rower, raz na piaskowych wydmach na początku i raz na podjeździe jak mi łańcuch przeskoczył. Wydaje się, że na podjazdach daję radę, wyprzedzam tam kilka osób. Tracę trochę na zjazdach bo ze sztywnym widelcem nie potrafię się "puścić" na maxa. Wyprzedają mnie...sporo osób mnie wyprzedza. M3, M4 itp. Szkoda bo jadę równym tempem.
Na trzecim bufecie łapię izotonik. Trochę dlatego, że się bałem a w głowie myśli huczą: "może jak nie zjem to padnę", "nie jest tak źle, musi się coś na końcu spierd...", "pewnie jestem ostatni i dlatego tak dobrze się czuję".
Staję na pedałach, łykam końcowe wzniesienie i "lecę" do mety. Na końcu mijam końcówkę trasy Mini i jeszcze kilku z Mega. Wyjazd z lasu, stoję na pedałach a na blacie ponad 40km/h - chciałem dobrze wyglądać na zdjęciu za metą i prawie się wyp...wkomponowałem w widownię. Na mecie zrobili zakręt który wyhamował cały mój końcowy wysiłek. Koniec, mijam linię mety. Wcinam banana, szukam Danusi itp, itd.
Wyniki: 90/222 w M2 i 225/784 w open. Cel osiągnięty choć pozostaje pewien niedosyt.
Wnioski:
1. Połknąłem bakcyla i będzie mnie można jeszcze spotkać na trasie maratonów. Tylko zdecydowanie muszę popracować nad kondycją, siła, techniką...wszystkim:) I zjeść makaron przed startem:)
2. Sam rower nie jedzie ale brak amortyzatora z przodu bardzo utrudnia maratońską jazdę. Może jest jakaś kategoria dla ludzi z twardym zawieszeniem?
3. Dobrze naciskać start na pulsometrze bo jakoś za słabo mi wyszło i nie wiem jak było z moją pompką;) Zerkałem kilka razy to było około 175.
Poszukam jakichś zdjęć to dokleję.

Testy i zabawa

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj dosyć spokojnie, bez szaleństw i zrywów. Po wczorajszym zerwaniu łańcucha i przymusowym jego skróceniu...rower chodzi lepiej. Przynajmniej takie mam wrażenie;) Pojechałem z rana do parku przy Bravo na niedawno odkryte górki i trochę się po nich powoziłem, podchodziłem itp;p Później w stronę Smolnicy, trochę po polach i znów przez park do domu.

Bytomska Rowerowa Masa Krytyczna

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Powrót z pracy, szybki look na forum GMK i już wiem co się dzisiaj dzieje:)Na skrzyżowaniu spotkałem Naxa i Braci. Niestety do Bytomia pojechaliśmy już tylko z Naxem...no i ekipą z Gliwic. Swoją droga liczną i sympatyczną ekipą. Masa w Bytomiu całkiem fajna, pogoda sprzyjająca i gdybym nie zerwał łańcucha(poszła spinka srama) to wszystko byłoby pięknie. Na szczęście koledzy pomogli(Nax,Gary i...kolega ze skuwaczem:)browarka wiszę panowie)i spokojnie mogłem śmigać dalej. Później McKwak i kulanie do domu. Tym co byli dzięki za wycieczkę a Ci co nie byli niech żałują;p

Do domu

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Powrót do domu przez lotnisko, centrum i park przy Chorzowskiej. W parku chciałem pojeździć tylko pod górkę ale spotkałem trzech Kozaków to na dół też musiałem zjechać (na hamulcu niestety...ale się poprawię);) Później już w miłym towarzystwie pokręciłem do domu.

Ciekawie:)

Sobota, 17 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Większość trasy z Piotrkiem po szosie, fajnie, słonecznie i poznałem nowe miejsca:) Później pojechałem w teren...czad:)

Kolejne testy:)

Piątek, 16 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Standardowe kółeczko przez Gliwice. Tym razem testowałem spd, fajnie jest:)