Wyjazd na festiwal filmowy do Złotego Potoku. Przejazd z Poraja do Złotego Potoku w fajnym towarzystwie:) Trochę błądziłem ale udawałem, że wiem co robię i chyba w sumie niezła wycieczka była;p
MTB Marathon w Ustroniu. W sobotę umawialiśmy się z Grześkiem na kręcenie w Ustroniu, niestety rozwalił kolano i miałem jechać sam. Szukając tras trafiłem na informację o maratonie w niedzielę. Rano zameldowałem się w biurze zawodów: Ja: proszę mega Pani: 100zł proszę J: 100?! a ile za giga? P: 100zł J: to ja proszę giga. Trasa giga miała prowadzić przez Klimczok...to według legend tam mieli kryjówkę moi przodkowie zbóje;p To był ten argument, bo ja wcale sknerą nie jestem;p
I w ten sposób zamiast Mega Golonki, zamówiłem sobie Giga Golonkę;) Warto było zapłacić tą stówę za 7h w siodle;p Oczywiście chciałem jechać krócej ale... 10km zerwany wentyl i wymiana dętki. Kolejny zjazd "snake" i łatanie. Do pierwszego defektu jechałem swoje w grupce 10-15 osobowej. Dobrze było, zmiany, ciągnięcie i jakaś motywacja. Po drugim straciłem z oczu wszystkich...obawiałem się nawet, że jadę ostatni. Tragiczny był asfaltowy podjazd z Brennej na Kotarz, który w całości jechałem sam. Dodatkowo bufet, który był przed tym podjazdem a po zjeździe ze Starego Gronia usytuowany przy rzece, wśród roznegliżowanych ciał, piw w dłoniach i chłodnej wody zabił mnie mentalnie;p Miałem dosyć, chciałem wrócić i położyć się w tej chłodnej wodzie. Żar tego dnia był okropny! Nie mogłem pozbyć się myśli "co ja tu qrwa robię!!!", mega w tym czasie już jechało do mety. Zaletą tej imprezy był też to, że trasa Giga nie prowadzi po pętli tylko kieruje zawodników w zupełnie inne rejony. Na prawdę można pozwiedzać;) Wracając do ścigu...podjazd, single, podjazd pod Klimczok i doganiam jakichś zawodników:)Nie było ich wielu ale zawsze coś. Tych których nie wyprzedziłem na podjeździe, minąłem na zjeździe. Kolejny bufet i znów wspinaczka, już ostatnia tego dnia. Bardzo długi ostatni zjazd i meta. Na ostatniej prostej przed metą dostałem owację na stojąco(stali bo pakowali się do samochodów;p)i w przypływie szału wyprzedziłem jeszcze "pociąg" turystyczny Zetor...45km/h z mocnym przekonaniem, że nóg już nie mam. Gdybym czuł, że je mam na pewno już bym nie kręcił, miałem dosyć. Okazało się, że w pociągu nie było żadnych zawodników więc zryw był tylko pod publikę;p Zaletą tak długiego kontemplowania trasy był absolutny brak kolejek na myjce i przy makaronie. Zwycięzca jechał prawie dwa razy krócej!;) Miejsce open 117/127 nie skończyło ok 30 zawodników Miejsce M2 35/37 Szał jak ch...;p Sikałem poweradem do wieczora;p
W eleganckim towarzystwie(sam też byłem pod krawatem)przejechałem pętelkę po mieście w ramach Gliwickiego Święta Cyklicznego. Pięknie k... było;p Eh, w ogóle co to był za weekend;) Dał taką "moc", że dopiero robiąc ten wpis zauważyłem, że dziś już piątek. Na prawdę dawno tydzień nie przeleciał mi tak szybko i tak przyjemnie (choć prawie bez roweru);p
Na Czechowice, odbijanie, przebijanie, zbijanie w doborowym towarzystwie i do domu. Pływanie oczywiście też było. Założyłem do starej, trochę za krótkiej szosy pedały spd. Szukam jakiejś lepszej w dobrej cenie:) Był to mój drugi wyjazd na rowerze szosowym i stracha mam jeszcze na tych wąskich kołach. Nauczyłem się za to przeskakiwać szyny:D
Powrót z maratonu. Początkowo "pod prąd" trasy maratonu. 10km podjazd, który na maratonie był zaje... zjazdem na końcu;) Później przez Koszarawę, Jeleśnię do Żywca. A w pociągu Ania, Nax itd...sympatyczny składzik:)
Myślałem, że po maratonie noga nie będzie podawać a szło bardzo ładnie. Może to kawka i ciastko w Zawoi a może na maratonie nie pojechałem na 100% ;/