Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:1016.86 km (w terenie 830.03 km; 81.63%)
Czas w ruchu:58:23
Średnia prędkość:17.42 km/h
Maksymalna prędkość:68.50 km/h
Suma podjazdów:5954 m
Maks. tętno maksymalne:192 (99 %)
Maks. tętno średnie:167 (86 %)
Suma kalorii:10722 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:56.49 km i 3h 14m
Więcej statystyk

Bikemaraton Wieluń

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Maraton
128/295 open
36/78 M2

Bikemaraton Kraków

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kolejny maraton z cyklu bikemaraton i chyba najfajniejsza trasa po jakiej jechałem. Interwałowa, momentami ciekawa technicznie i całkiem niezła widokowo. Tylko, że nie po widoki powinienem jeździć a po wyniki...też na W i mi się pomyliło;p Wyjazd z Grześkiem i Michałem, którzy zaliczyli swój drugi maraton po Zdzieszowicach. Michał to nawet na crossie pojechał:) Miejscami na trasie mu zazdrościłem ale w innych miejscach nie zamieniłbym się z nim. Np na stromym zaje... zjeździe pod koniec trasy. Widzę, że sporo ludzi jak nie większość tam prowadziła a ja znów byłem zbyt podekscytowany, żeby się bać;)Szkoda, że taki podekscytowany na podjazdach nie jestem:)
Wyjazd bardzo mi się podobał, zyskałem kolejne doświadczenia, znów poznałem ciekawych ludzi i fajne trasy. Szkoda tylko, że znów pojechałem na 70% zwycięzcy mojego dystansu i znów pod koniec trasy mając sporo siły wszystkich wyprzedzałem. Może receptą na taką sytuację będzie wstąpienie do pewnej drużyny...ale na razie sza;)
167/525 Open na Mega
49/147 w M2

Bikemaraton Piechowice

Sobota, 19 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Maraton
To już czwarty maraton. Wyjazd przed 6 w pojedynkę, 3h jazdy i jestem na miejscu. Pierwsze wrażenie - strasznie zimno. Ja mam tylko koszulkę z krótkim rękawem i krótkie spodenki. Żeby na trasie nie zamarznąć dałem się namówić na kupno kurtki przeciwdeszczowej z odpinanymi rękawami. Na deszcz się nie przydała ale co nieco cieplej było w korpusik;)
Start o 11 a w pierwszym sektorze Marek Galiński...qrde, szkoda że Mai nie było;/
"Diadbła" na trasie spotkałem jeszcze raz...minął mnie na ostatnim km, dopiero wtedy bo jechał dystans Giga;) W ogóle to minął mnie w takim miejscu, że mi i wszystkim wkoło na trasie szczena opadła. My walczyliśmy o utrzymanie na rowerze w błotnisto-kamienistym rowie a on przeleciał jakby jechał po autostradzie. SZACUN! W sumie na mecie był 3min przede mną. Na końcu był jeszcze oświetlony tunel z wysokimi stopniami. Końcówka (ostatnie 7km) w ogóle była najciekawsze...takie prawdziwe mtb. Wróćmy jednak na początek.
Pierwsze 12km to podjazd a później szybkie zjazdy(powyżej 50km/h)po szutrowej drodze. Zjazdy super, raz na zakręcie wywiozło mnie w las i już myślałem "to drzewo...albo to, albo...a pierd.." na szczęście jakoś bez gleby się utrzymałem. Wielu wywiozło, kilku leżało. Kilkadziesiąt metrów po tym zakręcie mijam chłopaka leżącego na brzuchu z twarzą zalaną krwią...makabryczny widok. W górę już jechała "karetka", kilka osób zabezpieczało to miejsce więc pojechałem dalej. Podobno chłopak połamany(podobno nie tylko on). Mam nadzieję, że kontuzjowani szybko wrócą do zdrowia i na trasy maratonów. Po tym widoku jednak jakoś chętniej naciskałem hamulce. Trudno. Większość zjazdów na trasie to takie gdzie leciało się ok 50km/h. Na jednym zjeździe dostałem nawet 10pkt;) "Masz qr...kolego 10pkt za tego backflipa" złapałem uślizg koła(kół?) na korzeniu/kamieniu(zachciało się wyprzedzać) i...nie wiem co zrobiłem ale uratowałem się przed efektowną glebą przy prawie 50km/h. Zyskałem szacun chłopaków;) Od tego momentu lepiej się jechało, wyprzedzałem mając ciągle sporo sił na końu trasy i po zakończeniu ścigu. Dopiero ten "Diabeł";p
Wydaje mi się, że za spokojnie jadę początek trasy, za dużo tracę i na końcu mimo sił nie mam gdzie nadrobić. W Tarnowie cisnę od początku na maxa!!!
Wyniki:
161/332 open
43/73 M2

Bikemaraton Polanica Zdrój

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Maraton
Wyjazd o 6 w składzie: Danusia, siostra, rower i ja;) Dwuosobowa ekipa techniczna zwiastowała końcowy sukces i zero problemów na trasie. Po przyjeździe makaron, rozgrzewka, toaletka i na start a dziewczyny na popa...kocyk. Początek trasy nudny, bo pod górę. Cała trasa jak dzień świra, w górę, trochę w dół i znów w górę. Wydawało mi się, że organizator wyciął wszystkim niezły numer i meta została ustawiona wyżej niż start. Po drodze było kilka szybkich (ok 50km/h), kamienistych zjazdów po których ręce odpadały ale właściwie tylko ostatnie 8km to prawdziwe mtb - Piekielna Góra. Na zjeździe zaliczyłem glebę w błocie bo było mi już wszystko jedno i przesadziłem z prędkością. Choć siostra uważa, że to dla efektownego zdjęcia;)
Podsumowując wyjazd udany, ekipa świetna, pogoda cudowna, wynik zadowalający (pierwsza 200:):)) ale z czasu zadowolony nie jestem. Kondycji zero;/

195/427 open Mega. Tylu ukończyło.
57/98 M2 Mega

Silesia Cup MTB

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(1)
Czas: 2:34:45
Miejsca:
80/128 w open
34/48 w M2

Najbliżej domu i największe spóźnienie. Rozgrzewka 5km, w tym dojazd z parkingu do miejsca startu. Start z końca stawki. Kompletny brak sił i niezadowalający wynik. Muszę się jeszcze sporo nakręcić zanim moje możliwości dogonią ambicje;)
Lekcja na dziś:
Dzień przed wyścigiem nie robić dłuższych wycieczek. Tym bardziej jak się tydzień na rowerze nie siedziało.

Na mecie spotkałem Naxa i załapałem się nawet na fotkę. Dzięki:)

Bikemaraton Zdzieszowice

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Maraton
A jednak udało się, dwa razy się udało. Wystartować i ukończyć;)
Tym razem wyjazd na spokojnie i bez nerwów. W końcu nie pierwszyzna. A jednak błędy były. Wyjechałem za późno i po dojechaniu na miejsce, opłaceniu startu itp nie starczyło czasu na porządną rozgrzewkę. Może gdyby początek trasy był inny to jakoś by mi się upiekło ale podjazd pod Górę Świętej Anny na zimno ciężko zrobić. Poza tym bez Danusi, bez buły i banana(za to z makaronem:D).
Początek był ciężki, startowałem z końcówki drugiego sektora(tak się ustawiłem) i sporo osób mnie wyprzedzało a rzadziej ja to robiłem. Około 10km tak jakbym złapał kapcia, albo coś się wkręciło w koło...kręcę i nie idzie, noga nie podaje;) Miałem rację, wkręciło mi się, że bez rozgrzewki obleci i to właśnie ten wkręt blokował koło. Na szczęście pojawił się bufet, jakiś zjazd i maratończyk, który we Wrocławiu dołożył mi ponad minutę. "No to teraz kolego pooglądasz moje plecy!!!" Cisnę, gość siedzi mi na kole, to ja mocniej i mocniej a on nic...nie lubię takich upartych ludzi;p Wyprzedzam innych a ten nadal za mną. W końcu słyszę "lewa" !?!?!?! Myślę "jak, qr..., jak lewa!!!" no ale robię miejsce a kolega myk mnie z lewej...i dalej skręca w lewo! Rozjazd na mini:D:D:D Uffff, ja skręcam w prawo i cisnę na mega:) Dobrze chyba zrobił bo od 15km jechało mi się dużo lepiej;) Tym razem wpisowe wykorzystałem na maxa bo na każdym bufecie był łyk i kęs. Oczywiście wszystko bez zatrzymywania. Postoje jednak były, dwa albo trzy. Był też fikołek, jakieś krzaczki i ślizg na boczku...a czyli postoje były trzy:) Trasa mokra, błotnista, wąska i miejscami spacerowa. Było też miejsce na kontemplacje przyrody "eh jak ten mój rowerek musi ładnie wyglądać na tle tego kwitnącego rzepaku", "jaki zajeb... las" itp;) Ostatnie 10km było płaskie i dosyć szybkie co pozwoliło mi jeszcze kilka osób wyprzedzić. Choć pewnie wynika to ze złej gospodarki siłami i o to mam do siebie największy żal. Ogólnie jechało się bardzo przyjemnie, ciężko ale przyjemnie.
eee muszę jeszcze o tym wspomnieć;/ Stojąc w kolejce do myjki zagadał do mnie jakiś dziadek z M6 "całą trasę się MIJALIŚMY (to on mnie wyprzedzał?!?!) ale w końcu opadłem z sił i mi się urwałeś" załamał mnie;p Później podczas miłej pogawędki, kilku legend itp okazało się, że "dziadek" to niezłe ziółko i od 13roku życia trenował kolarstwo. Troszkę mnie to uspokoiło ale jednak pewien "niesmak" pozostał.
82/141 M2
231/545 w Open.
Z wyniku zadowolony nie jestem ale z lekcji, treningu i całego dnia bardzo. Aaaa no i Vmax. Po szutrowej drodze jak dla mnie szał;)
Cisnę na Wieluń!

Bikemaraton Wrocław

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Maraton
Mój pierwszy raz...dzisiaj dodam opis:) Właśnie siedzę na delegacji w Radomiu, całkiem spoko miasto.
No więc od początku:)

Cel: Ukończyć i w miarę możliwości nie być ostatnim.

Miejsce: Wrocław...eee pewnie jakiś pikuś, toż to nie Zakopane;)

Czas: O 25.04.2010 6:00 wyjazd z Zabrza ale tak na prawdę już od dwóch dni żyję tylko maratonem.

Ekipa: Danusia jako wsparcie duchowe, cielesne(zrobiła taką bułę, że moc była...no i banan:)) i merytoryczne;)

Dojechaliśmy jakoś około 8 rano, trochę ludzi już było ale po rejestracji na koszulkę się jeszcze załapałem. Z początku czajenie się, rozglądanie i ogólne oswajanie się z sytuacją. Niektórzy wcinają jakieś makarony, batony itp...hmm najedzą się to później w las będą musieli iść a ja ich wtedy myknę;) Kolejna obserwacja - po co tak zapier... na rozgrzewce?? Zmęczą się a ja ich wtedy... myknę;) Przejechałem na lajcie jakieś 12km na rozgrzewkę, pomieszałem biegami i robiłem dobrą minę. Chyba bardzo wyluzowany nie byłem bo tętno około 100. Zrezygnowałem z torebki podsiodłowej i wszystko wpakowałem w kieszenie koszulki(miałem dętkę, skuwacz, kilka ogniw i chusteczki). Chciałem się ustawić na końcu 1 sektora ale już był pełny to wstawiłem się zaraz przy wejściu. Okazało się, że za mną jest jeszcze drugie tyle osób co w sektorze więc mój plan nie wypalił;)Pewnie jacyś piknikowi rowerzyści. 11:00 a startu nie ma, ostatni się jeszcze rejestrują, start przeniesiony na 11:15. 10, 9, 8, 7...START!!!
Tętno w chwili wpinania SPD 120bpm. Naciskam start na pulsometrze i ogień do przodu.
Pierwsze km cisnę jak wszyscy ale wyprzedzam a rzadko jestem wyprzedzany. Dobrze jest...ale jak dalej będziemy walić 35km/h po tych dziurach to mi chyba ramiona z barków wyskoczą a jaj...zgubię;) Okazało się, że ciśniemy tak dalej, i ogólnie to prędkość na liczniku około 30km/h to norma. Tak szybko w takim terenie to ja nigdy nie jechałem. Nawet nie wiedziałem, że potrafię.
Na pierwszym bufecie łapię co dają i dwa razy łykam wody, resztę leję na rozgrzaną główkę bo bidon pełny. Nie ma sensu się zatrzymywać, niby 60zł poszło na start ale ile bym musiał zjeść żeby się zwróciło?! Cisnę dalej, trochę pod wiatr ale mocy nie tracę jakoś bardzo.
Drugi bufet to miejsce gdzie wyprzedzam "pikników" i pomykam dalej. Z bidonu łykam sobie systematycznie i zjadam pół batona otrzymanego z koszulką.
Po drodze są jakieś wzniesienia ale żeby coś o nich powiedzieć musiałbym spojrzeć na profil trasy. Dwa razy podprowadzałem rower, raz na piaskowych wydmach na początku i raz na podjeździe jak mi łańcuch przeskoczył. Wydaje się, że na podjazdach daję radę, wyprzedzam tam kilka osób. Tracę trochę na zjazdach bo ze sztywnym widelcem nie potrafię się "puścić" na maxa. Wyprzedają mnie...sporo osób mnie wyprzedza. M3, M4 itp. Szkoda bo jadę równym tempem.
Na trzecim bufecie łapię izotonik. Trochę dlatego, że się bałem a w głowie myśli huczą: "może jak nie zjem to padnę", "nie jest tak źle, musi się coś na końcu spierd...", "pewnie jestem ostatni i dlatego tak dobrze się czuję".
Staję na pedałach, łykam końcowe wzniesienie i "lecę" do mety. Na końcu mijam końcówkę trasy Mini i jeszcze kilku z Mega. Wyjazd z lasu, stoję na pedałach a na blacie ponad 40km/h - chciałem dobrze wyglądać na zdjęciu za metą i prawie się wyp...wkomponowałem w widownię. Na mecie zrobili zakręt który wyhamował cały mój końcowy wysiłek. Koniec, mijam linię mety. Wcinam banana, szukam Danusi itp, itd.
Wyniki: 90/222 w M2 i 225/784 w open. Cel osiągnięty choć pozostaje pewien niedosyt.
Wnioski:
1. Połknąłem bakcyla i będzie mnie można jeszcze spotkać na trasie maratonów. Tylko zdecydowanie muszę popracować nad kondycją, siła, techniką...wszystkim:) I zjeść makaron przed startem:)
2. Sam rower nie jedzie ale brak amortyzatora z przodu bardzo utrudnia maratońską jazdę. Może jest jakaś kategoria dla ludzi z twardym zawieszeniem?
3. Dobrze naciskać start na pulsometrze bo jakoś za słabo mi wyszło i nie wiem jak było z moją pompką;) Zerkałem kilka razy to było około 175.
Poszukam jakichś zdjęć to dokleję.