Obudziłem się na takim kacu, że wyjazd stał pod mocnym znakiem zapytania. Na szczęście się zmusiłem. Kac odszedł szybko, ale ociężałość została dłuuuuugo. Starałem się nie jechać asfaltem, kluczyłem, krążyłem no i trochę tych km wyszło. Pogoda cudowna, wiatr trochę kręcił ale za bardzo nie przeszkadzał.
Z Zabrza do Żywca. Dzisiaj jazda na południe była prawdziwą męczarnią. Dawno takiego mordewinda nie miałem, miejscami myślałem, że jadę na kapciu. Pierwsze wątpliwości już w Chudowie ale się wq...i uparłem;) Dobrze, że było trochę leśnych ścieżek. Zadowolony jestem bo cały wyjazd, wraz z postojami zajął mi 4:44min. Noga podaje;)
Miała być wycieczka na Górę św. Anny ale... padało, zaspałem, ekipa też bez pośpiechu, jedliśmy śniadanie, zmieniali pedały, łapali i łatali kapcie, szukali sklepu itp itd byle na Ankę nie dojechać. Za to w Pyskowicach byliśmy.